Wraz z narzeczoną w zeszłym roku ruszył w niskobudżetową wyprawę do Chorwacji zaopatrzony w kilka fiolek do jogurtu i kefiru, które jak się okazało, przydały się częściej niż się na to zapowiadało.
Zachęcamy do lektury reportażu, w którym znaleźć można znacznie więcej ciekawostek na temat Chorwacji i przygotowania podróży w tym kierunku.
Sierpień
Od kilku tygodni potworny upał, około 36 stopni, i brak precyzyjnych planów gdzie właściwie jedziemy. Trudy codziennej pracy trzeba sobie wynagrodzić, ale co my sobie wyobrażamy ruszając w taką pogodę w daleką trasę autem bez klimatyzacji, której brak moja Luba często mi wypominała. Wyjazd miał być po kosztach, bo w tym roku planowaliśmy dodatkowy urlop. Na tydzień przed startem nastawialiśmy się na malownicze Węgry. Olbrzymie jezioro, czyli węgierski Balaton nęcił ze zdjęć pocztówkowych, których tysiące można znaleźć w internecie. – 900 km i jesteśmy na miejscu. Będzie dobrze. Weź wachlarz, ja prowadzę, Ty wachlujesz – nastrajałem bojowo dziewczynę.
Na kilka dni przed wyjazdem, luźna rozmowa z klientem, który mieszka na Węgrzech wpłynęła na zmianę planów – jedziemy do Chorwacji, to raptem 400 km dalej – rzekłem do zaskoczonej narzeczonej. – Uff, uff, tam jest pewnie jeszcze goręcej. Ugotujemy się! – odrzekła. Jednak perspektywa wskoczenia po podróży do chłodnej, turkusowej wody, i podziwianie pięknego wybrzeża zmiękczyło serce wybranki. Decyzja zapadła – jedziemy do Chorwacji.
„Bagażnikowy” kefirek
Sobota – dzień wyjazdu. Ruszamy nieco spóźnieni – godzina 15-sta, przed nami 1300 km do pokonania – mniej więcej, bo nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie jedziemy. Na wypadek problemów ze znalezieniem noclegu zabraliśmy namiot. W domu zawsze uczyli mnie, że w podróże należy ruszać z samego rana, ale jeszcze nigdy jakoś mi się to nie udało. – Przecież i tak nie dojadę do Chorwacji na raz, a przed tak długą podróżą muszę się wyspać – tłumaczyłem powolne wstawanie.